czwartek, 8 marca 2012

Kryzys

Mam kryzys wieku średniego. Albo przedwiosenny. Albo pomacierzyński.

W każdym razie kupiłam sobie pierwsze w życiu szpilki. Myślałam, że pff, co to dla mnie, miewałam już wysokie obcasy. Ale szpilek nie. No i hmmmm. 10 i pół. Nie powiem, wygodne. Kiedy stoję lub siedzę. Na razie chodzę w nich po domu. Jak przyjdzie wiosna to się zobaczy.

I kupiłam sobie krwistoczerwoną szminkę. Tak, szminkę. Koniec z różowymi błyszczykami. I maluję nią usta, kiedy idę do przedszkola po Kronopia.

Fama się usamodzielnia. Teraz właśnie demoluje coś w przedpokoju.

Byłam w pracy. Mam zamiar wrócić. Chyba. Na szpilkach.

Fama wrócił i obgryza kable pod stołem. Myślę, że nie będzie miał problemów ze żłobkiem.

Choinka ciągle mieszka na tarasie. Kronopio nie chce wychodzić z przedszkola.

Pierwsze słowo Famy to... Kto zgadnie?

niedziela, 19 lutego 2012

Zima trzyma

A w Bieszczadach było tak zimno, że pchła i mucha zamarzły a ja zostałem sam jak palec.

No może nie pchła i mucha, a akumulator. Ale to był nasz akumulator, w naszym wyjątkowym i niezawodnym hiperbezpiecznym aucie. Skoda i ford odpaliły a nasz nie. A jak znaleźliśmy prostownik, to w całej wsi szlag trafił prąd na cztery godziny. Bo w Bieszczadach tak bywa, cały urok końca świata.

W nocy było minus 32. Więc nie było nart, jedynie wyścigi psich zaprzęgów, krótki kulig, z którego główni beneficjenci (Kronopio z kolegą) korzystali zawinięci po czubek głowy. Dosłownie, bo Mamo, zimno mi w buzię!, a zatem nic nie widzieli, a było na co popatrzeć. Archetypowa zima, jakiej nie widziałam, nie doświadczyłam od kilkunastu lat. Były więc zabawy przy kominku oraz na piętrowym łóżku w piratów, oglądanie bajek na laptopie. A dla nas gadanie, granie w karty, gadanie, picie (z wyjątkiem mnie, wiecznej matki polki karmiącej). I jak dobrze jest spędzić kilka dni z innymi matkami, kiedy zawsze można komuś podetknąć Famę: Potrzymasz go przez chwilę? Ja mu odgrzeję zupkę, kiedy zawsze ktoś zażyczy sobie pomocy Kronopia przy śniadaniu i zrobi mu pysną cekoladę. Ech, życie w komunie ma swoje plusy. A właściwie w tej chwili nie widzę minusów, pod warunkiem, że byłaby to taka komuna.

A Fama Zrzęda mówi. Mówi: kok (kot), mama, tak, i ma (w znaczeniu da). Uczę go mówić ogon, bo jak łapie, to niech wie za co. Ale jeszcze nie raczkuje (tylko pełza z prędkością światła) i dopiero zaczyna siadać. Coś za coś, jak mawiali starożytni.

czwartek, 2 lutego 2012

Fotka

Dostałam mailem stare zdjęcie.

Na zdjęciu ja z O., 15 lat temu z okładem. Śmiejemy się, mamy na sobie powiewne szaty. Jakiś happening, czy coś. Patrzę zdumiona: to ja?? Zawinięta w precelek grzywka, grube, czarne proste brwi, jakby  kto krechy kawałkiem węgla namalował. Okrągłe policzki, spiczasty nosek, zmrużone oczy. Taka dziecinna, a przecież byłam już wtedy "dorosła". Po raz pierwszy dostrzegam klasyczną urodę O.  W tle główna "ulica" wioski. O. trzyma w ręku koszyk z jabłkami, z tyłu jakieś dziewczyny z kwiatami. Pamiętam zapach tej kiecki - wypożyczonej z teatru - naftalina zmieszana z potem. Nie pamiętam koloru, zresztą nieważne, czy była kremowa, czy bladoróżowa.

Zamykam szybko laptopa, biorę Famę na ręce, idę do lustra. Nie, zupełnie inaczej. Pociągła twarz, większe oczy. Delikatnie zarysowane brwi. Dużo ciekawsza fryzura. Oddycham z ulgą.

Po prysznicu jednak dostrzegam pewne podobieństwo - ten sam nos, ten sam uśmiech. Ale wolę siebie teraz. Nie chciałabym cofnąć się o tych piętnaście lat. I co z tego, ze teraz wiem, ze będzie happyend "i live happily ever after". Nie, za nic w świecie. Nie pamiętam błędów , które były do uniknięcia. Wszystkie miały swoje miejsce i czas.



Chociaż nie, żałuję, że nakręcili ten film. Wolałabym myśleć, że była wrażliwa i delikatna.

wtorek, 17 stycznia 2012

Aaaa psik!

Jak w reklamie. Kronopio przyniósł z przedszkola, zaraził Chrabąszcza i Famę, a Chrabąszcz mnie.

Aaaa psik!

Niby katar. Niby tylko katar. A na nic nie mam siły, nos zapchany, leje się z niego, jak z niedokręconego kranu, łeb pęka, skóra pod nosem jest szorstka i popękana od ciągłego wycierania, i w ogólnie jest do kitu.

Idź do lekarza, mówi Chrabąszcz. I co? Da mi zwolnienie od Famy? Cha cha cha. ( w tym wypadku przez ch? czy coś pomieszałam?)

Euphorbium w aptece wyszło. Apap pomaga na krótką chwilę. Powinnam iść na spacer z Famą (przepiękna pogoda), ale nie mam siły. Chcę na kanapę i pod kocyk. I niech mi ktoś zrobi herbatki z cytryną.

AAAAA PSIK!!!!

wtorek, 3 stycznia 2012

Nowy rok

Gdzie poszliście na Sylwestra?

My do dużego pokoju. Zjedliśmy pyszną kolację, zatańczyliśmy jedno tango (żadne z nas nie umie tańczyć tanga), które zamieniło się we flamenco (Chrabąszcz przywiózł mi kastaniety z Madrytu), a potem graliśmy w bocce.

Północ przywitało z nami młodsze dziecko, śmiertelnie przerażone wybuchami. Starszego nie udało się dobudzić, żeby zobaczył 'fajerberki'. Kot schował się pod łóżkiem. "Szampan" był różowy.

W Nowy Rok malowniczo zwisaliśmy to tu, to tam, oglądając koncert noworoczny, skoki narciarskie, biegi narciarskie i zjadając resztki kolacji w roli śniadania, obiadu i kolacji. Z domu nie udało się wyjść.

niedziela, 18 grudnia 2011

Poczuj magię tych świąt

Trzy headline'y - trzy trupy. A może nawet więcej, bo w trzecim 'są ofiary". I w co ja mam kliknąć?

W pokoju stoi już choinka i pachnie (w tym roku wcześniej, bo wyjeżdżamy, niech się Kronopio nacieszy), Fama (który znowu się zepsuł i kaszle) obgryza posypkę świąteczną do pierników. To znaczy opakowanie obgryza, nie cukierki. Pierników jeszcze nie ma, a w ogóle z ciastem zrobiło mi się coś dziwnego i nie wiem, czy w ogóle będą. W planie na dziś mamy: ubieranie choinki, pieczenie i dekorację pierników, kupienie ostatnich siedemnastu prezentów. Oprócz tego obiad, walka z kaszlem i katarem Famy, walka z kaszlem i katarem Kronopia. Jutro w przedszkolu są jasełka, Kronopio znowu będzie Józefem. Wcześniej z Famą mamy w planach hydroterapię (z katarem...?) oraz ćwiczenia. I dokupienie ostatnich siedemnastu prezentów jeśli dzisiaj coś pójdzie nie tak. A, i wizytę na poczcie, jeżeli dzisiaj napiszemy tych szesnaście kartek.

Nie, w ogóle nie czuję klimatu świąt. I w ogóle to mi nie przeszkadza. Właśnie uświadomiłam sobie, że nie wiedziałam co znaczy "klimat świąt", dopóki bardziej doświadczona koleżanka na studiach nie powiedziała z ponurym westchnieniem: "w tym roku w ogóle nie czuję świąt". Od tego czasu, co roku, na początku grudnia (a czasem tuż po wszystkich świętych) odczuwałam ogromną potrzebę "czucia klimatu świąt". I próbuję się wczuwać. Wcześniej święta po prostu były. I jak dziecko cieszyłam się z widoku ubranych choinek w sklepowych wystawach, czekałam na prezenty, wdychałam zapachy. Tak jak Kronopio, który jeszcze nie do końca jest pewien, na czym święta polegają, i co to jest klimat, ale wariuje z radości na widok światełek na Ratuszu i każe mi zwiedzać wszystkie banki w okolicy (bo są tam choinki). A wczoraj całkiem na serio tłumaczył mi, ze umie już ubierać choinkę, bo go 'naucyli w psedskolu'. I pokazywał, że 'bieze się te snurki i wiesa na choince'. No to idziemy wieszać te sznurki na choince.