poniedziałek, 21 czerwca 2010

Może się powinnam nazwać Wuj Matt z podróży?

To przez to, że oglądaliśmy z Kronopiem dzisiaj Fragglesów. On oglądał, a ja rozpakowywałam, ściślej mówiąc. Z pełną świadomością, że jeszcze dzisiaj będę zapakowywać z powrotem.

Chorwacja piękna, ale cholernie droga. Reklamy nie kłamią, "the Mediterranian as it once was". Adriatyk cudownie błękitny i turkusowy, jak na obrazku. Którego nie będzie, bo nie chciało mi się robić zdjęć. Szkoda tylko, ze to morze jakoś takie mało morskie, żeglowanie jak na Mazurach w lipcu, flauta goni flautę.

Dziecko przeżyło tydzień z babcią, jest nieco tylko porozbijany i pogryziony przez komary. Zaczął wyraźniej mówić, pewnie nikt go nie rozumiał, i dobrze. 

Wczoraj, jak w filmie, zdążyliśmy do lokalu wyborczego za pięć ósma. Dosłownie. Wszystko przez cholerne światła na Puławskiej. Ale zdążyliśmy. Po czym wieczorem otworzyłam puszkę pandory, czyli służbową skrzynkę. Niepotrzebnie. 100 maili na tydzień, w tym zero spamu. A najgorsze jest to, że dowiedziałam się, że w poniedziałek znowu będę musiała jechać do pieprzonej  Brukselki, mimo tego, że jutro jadę.
Tak mnie to zestresowało, że aż nic dziś robić nie mogłam. Świat po powrocie wydał mi się obrzydliwy. W końcu poszliśmy z Kronopiem do fryzjera, i odzyskaliśmy lucki wygląd, a ja jeszcze w bonusie równowagę duchową. Co prawda kolorek nadal jest żółtawy i zdechły, ale przynajmniej włosy krótkie. Udało mi się rozpakować nas wszystkich i wyrwać chwasty z tarasu.

To idę pakować walizkę.

czwartek, 10 czerwca 2010

Upał

No upał.
a my wyjeżdżamy na wakacje, oczywiście wszystko na ostatnią chwilę.
W czoraj byłam znowu w Białymstoku, z tym, ze spóźniłam się na pociąg (a miałam mówić pierwsza). No nic, dojechałam, powidziałam na końcu, wróciłam.
Umęczona straszliwie, a ten brutal każe mi się pakować!!!! Bo dzisiaj wyjeżdżamy. No i co z tego,że dzisiaj, dzisiaj to jest do północy nie??? Mogę wrócić z pracy, spakować się i Kronopia i kota i wyjechać, jak ludzie wieczorkiem. To nie. Zaraz po pracy ma być. Tyran i nazista.
Spakowałam. Siebie na łódkę, dziecko na wakacje do Babci. Wyrodna matka. Wczoraj. I jeszcze miałam seans tortur z depilatorem. I zrobiłam pedicure.
Do pełnego diabli srają, jak mawiają w okolicach Żywca. Poszłam dzisiaj po te pieprzone kartki do głosowania, bo wracać będziemy 20, może zdążymy, a może nie i może moglibyśmy zagłosować gdzieś po drodze.
Wpadłam jak burza o godzinie 8:00 do Ratusza, a tam: "rejestr wyborców i wydawanie kart do głosowania - usługa niedostępna". Matka mnie zabije i wydziedziczy.

Do tego Stefan mi się zalągł, muszę go stanowczo odstawić od piersi. Stefan to klient. Dzwoni cały czas , po 21 też, jak byłam w poniedziałek chora, to też. Doszłam do wniosku, ze stanowię dla niego namiastkę normalnych kontaktów międzyludzkich, bo chyba jest samotny, ale takie kontakty z klientem to nienormalne. Dla własnego dobra psychicznego, zanim wymusi na mnie obietnicę zrobienia czegoś stanowczo wykraczającego poza moje kompetencje, muszę przeciąć relację.
Urlop to dobry moment. Wyłączę komórkę, ustawię autorespondera na mailu.

W biurze pogrom, z pięcioosobowego zespołu zostały nas dwie sztuki, więc przed urlopem muszę mnóstwo rzeczy pozapinać. Ahoj.