poniedziałek, 21 lutego 2011

Ogry mają barszczyk*

 Jednakowoż jedzenie danone fantasia z jagodami nad klawiaturą netbooka i białą bluzką nie jest najszczęliwszym pomysłem.
Podobnież jak mycie butów w najpiękniejszej na świecie białej bluzce z inkaskiego sklepu w Barri Gotic.

Ale nie o praniu i białych bluzkach chciałam, chociaż ostatnio doszłam, ze jeżeli ktoś ma w swojej szafie kilkanaście białych bluzek, to chyba lubi nosić białe bluzki, nie? Albo mieć.

Od rana ktoś słucha techno nad moją głową. Wstałam dzisiaj o 14.30. O 15.30 wróciłam do łóżka. Nie, nie jestem chora, skądże. Tylko wszystko mnie boli, niedobrze mi, ruszać się nie mogę i sił nie mam. Ale nie ma na to jednostki chorobowej, a w pracy myślą, ze do środy się pozbieram. Chrabąszcz ma nadzieję, że już do porodu się nie pozbieram. Konflikt interesów. A w środku Fama, który jest kartą przetargową. Każdy, dosłownie każdy, może mnie łapać za brzuch, pytać trzy razy dziennie kiedy mam termin, gdzie rodzę, i jak rodzę. I czy to chłopak czy dziewczynka, jak będzie się nazywać i czy Kronopio się cieszy. I niektórzy tak trzy razy w tygodniu - bo ofkors, nikt nie musi pamiętać mojego terminu, tylko po chuja pyta? (ładnie mi wyszło: "po chuja pyta",  muszę zapamiętać). Żeby wyrazić zainteresowanie? Bo przecież nie jest to zdawkowa uprzejmość, za którą przepadam, a która wyraża się w pytaniu: "jak się masz?" i na nim się kończy.

*Kronopio mówił do mnie, ze coś tam ma barszczyk. nie kumałam i nie kumałam, aż wykrzyknął zdesperowany: "ogry mają barszczyk!". Aaa, warstwy?? Ale Kronopio wymawia to 'barscy" - łatwo się pomylić, nie? Muszę z nim iść na badanie słuchu, do laryngologa  i do logopedy. Oraz alergologa. Ale najpierw mamy eeg, neurologa i dentystę - z wizyt, ze tak powiem, regularnych. Więc do leczenia kataru już nie mam serca, leczę na własną rękę, raz lepiej, raz gorzej.

Na koniec: internetowy horoskop z  Igoogle: "(...)W uczuciach bardziej skieruj swoją uwagę na te z emocji, które zapewniają jak gdyby ciepło domowego ogniska.(...)"
 Che?

czwartek, 10 lutego 2011

Śpiąca królewna

Brakuje mi natchnienia. Do pisania tekstów, które wiszą nade mną, do pracowania umysłowego. Przez kilka minut usiłuję sobie przypomnieć słowo i... nie mogę, muszę szukać w słowniku. Dla ułatwienia dodajmy, że nie pamiętam polskich słów. Robię błędy ortograficzne, gramatyczne i stylistyczne.

Zprzyziemniałam. Mogę upiec ciasto (chyba że zapomnę dodac mąki), zrobić zakupy, powiesić pranie.

Teraz siedzę i oglądam koty wygrzewające się na dachu za oknem. Cała się spełniam w tym zajęciu.

sobota, 5 lutego 2011

Dlaczego ta syrenka chce dać klapsa?

Mogę napisać recenzję z "Calineczki" w Stołecznym Centrum Edukacji Kulturalnej.
Albo podrzucić wam kilka śmiesznych tekstów Kronopia.

Albo wyżyć się na kretyńskiej przedszkolance.

Opisać jak się czuję w ciąży, co powiedział lekarz, i co myślę o ludzkości.

Zdać sprawozdanie z przygotowań do powitania całkiem nowego dziecka (właściwie przygotowuje się tylko Kronopio).

Pochwalić się sukcesami w pracy (nuuda).

Napisać szczerze i od serca, co myślę o instytucji małżeństwa. (cenzura)

Wrzucić zdjęcie mojego kota. (już jest)

Streścić "miłość po polsku" Gretkowskiej.

Przyznać do porażki na polu walki z katarem.


Ale mi się nie chce.