piątek, 29 stycznia 2010

Bonjour tristesse

Potrzeba mi jakiejś przyjemności. Większej niż dwa odcinki House’a sprzed trzech sezonów, niż trzy pasjanse na monitorze pod rząd. Większej, niż czytanie, które obecnie usypia mnie błyskawicznie, szybciej niż przygody Michaela Palina w Himalajach.
Czegoś dużego, spektakularnego. Przyjemnością nie jest dobrze wykonana praca, urlop na pierwsze dni w przedszkolu, zimowy spacer z dzieckiem, które w kombinezonie waży ponad 20 kilo.
Sama nie wiem czego chcę. Butów? Szalika w nowym kolorze? Kremu przeciwzmarszczkowego? Obiadu w knajpie? Wyjazdu w ciepłe kraje? SPA? Wiosny?
Ach, jestem pusta, pusta. Powinnam pragnąć pokoju na świecie, szczęścia małych kociąt i być jak Angelina Jolie. A tymczasem nie jadę do Kijowa, bo po prostu nie chce mi się i nie mam siły. Dziwne, nie? Każdy na moim miejscu poleciałby do tego Kijowa ze śpiewem na ustach i okrzykami radości.
Wiem czego chcę oprócz przyjemności. Snu. I świętego spokoju. Ale to mi się nie przydarzy w najbliższej dekadzie.

środa, 20 stycznia 2010

Ciężki poranek

Koło piątej zbudziło mnie coś. Nie bardzo wiem co, ale coś. Potem Chrabąszcz kaszlał. I kaszlał. Potem Kronopio jęknął przez sen. Chwilę czekałam ze wstrzymanym oddechem, ale nie powtórzyło się. Urwis znalazł jakąś drewnianą kulkę do toczenia po podłodze (skąd u nas drewniane kulki?). Zerwałam się, że znaleźć, zabrać i schować, ale nie znalazłam. Potem przypomniało mi się szkolenie, które przygotowuję. I ćwiczenie numer trzy, które wymyśliłam, a które chyba nie bardzo ma sens. Potem Chrabąszcz znowu zakaszlał. I się rozkaszlal. Kiedy się uspokoił pomyślalam, że jak znowu zacznie to przyniosę mu syrop. Znowu zakaszlał. Słowo się rzekło, powędrowałąm do kuchni, przyniosłam syrop i zapodałam Chrabąszczowi.Potem zacisnęłam powieki, chyba nawet przysnęłam na chwilę, ale Urwis znalazł znowu kulkę... ja jej znowu nie znalazłam.
O siódmej Kronopio zawaolał mnie rozpaczliwie. Okazało się, że znowu nie zdążył i jest cały mokry. Rozebrałam, przyniiosłam do naszego łóżka, ubrałam mimo protestów, włączyłam bajkę. "Mamo kakało!". Zrobiłam kakao, zganiłam za formę. "Juś wypiłem" - zakomunikował mi po 5 minutach - "juś się uspokiłem" - za chwilę.
Wstaliśmy, zrobiłam sobie kawę, Chrabąszczowi herbatę i kanapki, śniadanko dla Kronopia. Nastawiłam rosół, puściłam pralkę, otworzyłam plik w komputerze. Była 7.35.

czwartek, 14 stycznia 2010

Wieczne zmartwienie

- Martwim się..
- Czemu, synku?
- Bo mam tyle kłopotu…

No tak. Ja nie mam tylu kłopotów, ale też się martwim. Na przykład tym, że drugie śniadanie przyniesie mi jeden uczynny kolega, obiad – drugi czynny kolega, ale do autobusu będę już musiała dojść sama. A na noc tu przecież nie zostanę!

Za oknem zimowa bajka. Szkoda, ze nie może pozostać za oknem.

Byliśmy wczoraj na Parnassusie. Nie do końca w nim wszystko zrozumiałam, ale to dobrze. Jest o czym myśleć, dyskutować. I będę chciała obejrzeć go znowu.

piątek, 8 stycznia 2010

Kupa

Nie chce mi się. Dzisiaj. Bo ogólnie to aż nadto mi się chce. Może to przez moją szefową, która ma muchy w nosie i znowu nie wiem dlaczego. Więc ponieważ ja w takiej atmosferze nie umiem pracować to nie pracuję.
Do tego wszystko mi się w kłębek zwija w środku na myśl o tym, co wymyśliłam. Zaczęłam akcję pt. "przenosimy Kronopia do przedszkola". Właściwie zaczął Chrabąszcz, ale ja podjęłam, umówiłam, zadzwoniłam i w poniedziałek jadę podpisać umowę. A co, jeżeli on to źle zniesie??? Co na to psychologia rozwojowa dziecka???
Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem.
Kupamięci:
"Tato, to MOJE histerie!" - Kronopio, kiedy Chrabąszcz próbował uspokić jego marudzenia.
"Śfiafło" - światło wg Kronopia, ciągle powtarzane: "Trzeba zasiecić śfiafło", "ja gasim śfiafło". Itd. Wobec czego nazywamy go "Śfiafło"
Tekst z książeczki o Panu Tralalińskim śpiewany na melodię w Dzień Bożego Narodzenia: "Wyśpiewują, tarlalują..."
Na widok choinki na Palcu Zamkowym: "To MOJA choinka". Po czym odtańczyliśmy na jej cześć kółko graniaste.