piątek, 29 stycznia 2010

Bonjour tristesse

Potrzeba mi jakiejś przyjemności. Większej niż dwa odcinki House’a sprzed trzech sezonów, niż trzy pasjanse na monitorze pod rząd. Większej, niż czytanie, które obecnie usypia mnie błyskawicznie, szybciej niż przygody Michaela Palina w Himalajach.
Czegoś dużego, spektakularnego. Przyjemnością nie jest dobrze wykonana praca, urlop na pierwsze dni w przedszkolu, zimowy spacer z dzieckiem, które w kombinezonie waży ponad 20 kilo.
Sama nie wiem czego chcę. Butów? Szalika w nowym kolorze? Kremu przeciwzmarszczkowego? Obiadu w knajpie? Wyjazdu w ciepłe kraje? SPA? Wiosny?
Ach, jestem pusta, pusta. Powinnam pragnąć pokoju na świecie, szczęścia małych kociąt i być jak Angelina Jolie. A tymczasem nie jadę do Kijowa, bo po prostu nie chce mi się i nie mam siły. Dziwne, nie? Każdy na moim miejscu poleciałby do tego Kijowa ze śpiewem na ustach i okrzykami radości.
Wiem czego chcę oprócz przyjemności. Snu. I świętego spokoju. Ale to mi się nie przydarzy w najbliższej dekadzie.

1 komentarz:

  1. Ach, jestem pusta, pusta."
    Moze napełnij się od czasu do czasu jakimś ... np.tiramisu ?
    Kijów jest przereklamowany - wogóle nie warto.

    OdpowiedzUsuń