piątek, 26 lutego 2010

Ruchliwość przedmiotów nieożywionych

Moje biurko w pracy żyje własnym życiem.

Kilka dni temu szlag trafił nożyczki. Wczoraj za to znalazłam na nim ozdobną szklankę z uszkiem, niekiedy w takich podawana jest latte.
Dodam, że moje biurko nie stoi na środku traktu, rzadko kto tu zagląda jak nas nie ma, koledzy wyparli się znajomości szklanki, rewizja nie wykazał obecności nożyczek na ich biurkach.
Złodziej ukradł mi nożyczki, tajemniczy wielbiciel podrzucił prezent – szklankę?
Szklanka mi się podoba, mam zamiar sobie ją przywłaszczyć, nożyczki wezmę nowe z sekretariatu. Koniec sprawy.

niedziela, 21 lutego 2010

jestem butelką, nie mam korka, woda się wlewa do mego środka

Tak sobie oglądam Seana Connery w reklamie i myślę, że się postarzał. I schudł. A potem uświadamiam sobie, że zgolił brodę.

Znowu niedziela. I jutro poniedziałek. Życie jest jednak strasznie przewidywalne.

Kot, jeżeli go ciągle budzić to w końcu zdechnie. Od trzech lat jestem niewyspana.

Kobieto, nie bluźnij!

niedziela, 14 lutego 2010

Wśród śnieżystej zamieci*

A śnieg pada, pada, pada....
I pada.
I pada.
Przez tydzień chorowaliśMY. Tzn, chorował Kronopio - na katar i Chrabąszcz na jakąś bliżej niezidentyfikowaną infekcję. Ja dostałam zwolnienie na Kronopia i nawet nie musiałam pokazywać nikomu mojego czerwonego jak ogień gardła ("szósty grosz dla Jadzi, niech se Jadzia wsadzi, ona ma siłę i nieleczoną... anginę"**). A katar to mam gigantyczny, ale dopiero od wczoraj. Zaliczyliśmy zatem tydzień  komplecie w domu. Cud, że nie oszalałam. Codziennie rano, po wstaniu, powtarzałam zlewowi i kuchennym szafkom przez zaciśnięte zęby: "tylko nikogo dzisiaj nie zamordować, nikogo nie udusić". Udało się, wszyscy żyją, nawet koty, nawet Różia, która nie je, a żre, zostawia wszędzie tony kłaków.Migrenę miałam tylko raz, ale całodzienną. Porządną, taką, ze wstać nie mogłam.
Niewyspana jestem, jak zawsze. Bałagan mam, jak zawsze. Cały kontyngent ukraińskich sprzątaczek nie podołałby mojemu talentowi.
A śnieg pada nadal.
Wczoraj, ozdrowieńcy, byliśmy na wystawie kotów rasowych. Właściciele kotów to jednak dziwni są. Wcale nie chcą tych kotów pokazywać. Ja to rozumiem, ale skoro nie chcą ich pokazywać, to po cholerę je ciągną na wystawę kotów? Otwartą na tłumy ludzi, małe dzieci i inne koty? Dziwni ludzie. Ja tam na przykład, jeżeli troszczę się o delikatną psyche Urwisa, to nigdzie go nie ciągam. Tylko z wizytą do trzech jaminków na przykład. Ale to zupełnie inna bajka.
Śnieg pada bez zmian.
Olimpiada się zaczęła. Tam dla odmiany śniegu nie ma. Bardzoo cieszę się tego, że w innej strefie czasowej się odbywa. Dzięki temu mogę oglądać. Otwarcie oglądałam razem z Kronopiem. Podziwiał: "ludziki mają śfiafełka"W pewnym momencie powiedział coś takiego:
- A my tam kiedys tez będziemy...
Zdumiało mnie to. Owszem, tak jak mnóstwo ludzi jak oglądam takie wielkie wydarzenia zupełnie idiotycznie się wzruszam i chcę przez przez chwilę być w takim miejscu, przeżywać to uniesienie z innymi. Zaraz mi przechodzi, ale oj tam. Przez chwilę chcę. Ale że malutki Kronopio też już tak odczuwa???
Chyba pada nadal. Śnieg. Bo w Vancouver padał deszcz ze śniegiem godzinę temu.
Dziś Walniętynki. Z tej okazji mąż zaprosił mnie na obiad. Śnieg zasypał bramę wyjazdową z garażu i nie chciała się otworzyć. Prawie nie wyjechaliśmy. Prawie robi wielką coś tam, prawda? W jednym miejscu zlikwidowali nam restaurację. W drugim nie było golonki, steków, zupy i czegoś tam jeszcze. Ludzi niewiele, ale parkingi zapchane i zasypane. Wyjeżdżający kierowcy którzy są urządzają sobie zawody w idealnym odśnieżaniu lusterek i szyb. W międzyczasie zaparowuje im szyby w środku. Potem lusterka znowu są zasypane... Sport narodowy jakiś chyba.
Pada właśnie.
 Jutro już wracamy do pracy, przedszkola i kieratu. Oczywiście, stres mnie lekko podgryza. Ponadto nieco martwię się jak ja jutro dojadę na ten drugi koniec miasta? Może odpuścić sobie wstawanie przed świtem, pojechać jak człowiek, a potem wszystko zwalić na zasypane ulice i korki? Bo przecież na pewno będą.
Chyba pada. Śnieg.
Pada.

*A. Mickiewicz, "Trzech Budrysów"
**K. Staszewski, "12 groszy", tytułu płyty nie pamiętam

niedziela, 7 lutego 2010

Witaj przdszkole

Witajcie całkiem nowe gluty, smarki, wirusy i bakterie.Witaj nowa infekcjo, tego dawno już nie było. Tydzień chodzi, a tydzień....
W każdym razie przedszkolne wirusy jak zawsze najbardziej szkodzą najsłabszej jednostce - Chrabąszczowi. Ale Kronopio też nieźle zaflegmiony jest. Tak, ze chyba jutro nie puszczę go do przedszkola (a siebie do pracy).
Nietypowe to dla mnie, ale chcę zrobić dobre wrażenie w przedszkolu - nie przyprowadzam chorego dziecka.
Już teraz zastanawiam sie, co będziemy robić jutro. Niby możemy iść na spacer, ale po pierwsze, o ile na pewno nie zaszkodzi to katarkowi, o tyle może zaszkodzić kaszelkowi. Ukochana ciastolina jest twarda jak kamień i woda już nie pomaga, kolorowanki - no zajmą go na 15 minut, poczytamy jakąś godzinę, ciasto piekliśmy wczoraj, mamy jeszcze puzzle, kilka rodzajów klocków i milion zabawek. .A chore (czy też przeziębione) dzieci są marudne.
Jakieś pomysły?

czwartek, 4 lutego 2010

Poczułam wiosnę w starych kościach

Może to sprawiło słońce, a może to, że dzisiaj jestem po raz pierwszy od tygodnia normalnie w pracy… Może czapka krasnoludka, którą Kronopio wczoraj przyniósł z przedszkola (dzieło własnoręczne)… a może wymiana maili z najdroższą przyjaciółką…
W każdym razie wreszcie przeszedł mi wkurw nieziemski, który dusił mi gardło od kilku dni. Czułam się tak, jakbym zamiast skóry miała sweter z owczej wełny. Wszystko mnie wkurwiało, chodziłam i warczałam.
Dzisiaj ubrałam gryzący sweter – bardziej pogryziona być już nie mogę – i przeszło. Na szyi mam przecudnej urody koraliki zrobione specjalnie dla mnie przez Dodo, świeci słońce, a ja nareszcie mam dobry humor (mimo porannej zjebki od szefowej).
Tatiana przyjdzie w poniedziałek i posprząta, przed nami weekend, wszystko będzie przepięknie, wszystko będzie normalnie… dzisiaj dwa odcinki House’a pokaże telewizornia.
W autobusie Pan o wyglądzie Michnikowskiego trzymał dziarsko broszurę opatrzoną wielkim tytułem: „Pomidory dojrzałe”. Serio, serio! W lutym.
A w ogóle to jest luty, jeszcze miesiąc i będzie marzec, a marzec jak wiadomo to już wiosna. Nie cierpię zimy. I nie chodzi, ze takiej jak teraz, bo taką z mrozem i śniegiem, to nawet wolę. Po prostu nie cierpię pory roku, podczas której jest wiecznie ciemno, zimno i za późno. Niezależnie od tego, czy stopni jest 5, czy -25, ja i tak marznę tak samo. Marznę od listopada do kwietnia. W kółko nosi się te same ciuchy, a ja cholera, ciuchy mam porządne, opatrzył mi się już po stokroć wełniany płaszcz i sznurowane kozaki. Czapki se mogę zmieniać. Kurna ich mać.
Ale dzisiaj jest luty, wiosna za pasem. Założę czerwony żakiet i lniane dzwony, będę jak flaga odwrotna. „Kiedyś będzie czerwiec i znowu będziemy chodzić po Rynku w niebieskich sukienkach.”

poniedziałek, 1 lutego 2010

Urwis i Róża

Od zeszłego tygodnia mamy na stanie drugiego kota, Rózię. Jest to kot tymczasowo oddany na przechowanie: "mamo, nie ksić na Rózie babci!".
Od zeszłego tygodnia nie sypiam, albowiem koty, hmm, przypadły sobie do gustu. Wstają nad ranem i rzucają po kuchni flamastrami Kronopia. Albo dzwonią dzwonkami. Albo szarpią zatyczkę w wannie.Albo ścigają się z okropnym łomotem. Czy ktoś kiedyś widział takie tupiące koty?? Tupią jak stado słoni, doprawdy.
Do tego rywalizują o to, kto ma prawo spać z nami. Rywalizują dość walecznie (Chrabąszcz niemal stracił oko), po czym jeden się obraza, a zwycięzca leży kamieniem na kołdrze.
Hmm, poza tym co. Kronopio od dzisiaj chodzi do przedszkola, a mnie ściska za gardło, że taki duży, grzeczny i w ogóle. Żeby się pocieszyć po odprowadzeniu go dzisiaj rano poszłam na zakupy i zakupiłam różne pachnące rzeczy. Między innymi taką buteleczkę z olejkiem o zapachu jaśminu, do której się wtyka patyczki i pachnie. Po półgodzinie zaczęło mnie ćmić w głowie. Hmm, myślę sobie, paranoja. Za następne pół godziny poczułam się dziwnie osłabiona, a jak zaczęłam się dusić to starannie zatkałam flakonik i całość wywaliłam, a mieszkanie starannie wywietrzyłam. Zostanę przy pachnących świeczkach sprawdzonej firmy oraz saszetkach do szafy. Nie wiem, co mnie naszło, nie od dziś wiem, że olejki eteryczne mi szkodzą.
Rózia teraz śpi w najlepsze na świeżo wyprasowanym prześcieradełku Kronopia. Jak uważacie, czy powinnam jej dać delikatnie do zrozumienia, że nie tędy droga? A z drugiej strony, nie dość, że straciła dom i rodzinę, znalazła się w dziwnym miejscu z obcymi ludźmi i szalonym kotem, to jeszcze wyspać jej się nie dadzą?