niedziela, 14 lutego 2010

Wśród śnieżystej zamieci*

A śnieg pada, pada, pada....
I pada.
I pada.
Przez tydzień chorowaliśMY. Tzn, chorował Kronopio - na katar i Chrabąszcz na jakąś bliżej niezidentyfikowaną infekcję. Ja dostałam zwolnienie na Kronopia i nawet nie musiałam pokazywać nikomu mojego czerwonego jak ogień gardła ("szósty grosz dla Jadzi, niech se Jadzia wsadzi, ona ma siłę i nieleczoną... anginę"**). A katar to mam gigantyczny, ale dopiero od wczoraj. Zaliczyliśmy zatem tydzień  komplecie w domu. Cud, że nie oszalałam. Codziennie rano, po wstaniu, powtarzałam zlewowi i kuchennym szafkom przez zaciśnięte zęby: "tylko nikogo dzisiaj nie zamordować, nikogo nie udusić". Udało się, wszyscy żyją, nawet koty, nawet Różia, która nie je, a żre, zostawia wszędzie tony kłaków.Migrenę miałam tylko raz, ale całodzienną. Porządną, taką, ze wstać nie mogłam.
Niewyspana jestem, jak zawsze. Bałagan mam, jak zawsze. Cały kontyngent ukraińskich sprzątaczek nie podołałby mojemu talentowi.
A śnieg pada nadal.
Wczoraj, ozdrowieńcy, byliśmy na wystawie kotów rasowych. Właściciele kotów to jednak dziwni są. Wcale nie chcą tych kotów pokazywać. Ja to rozumiem, ale skoro nie chcą ich pokazywać, to po cholerę je ciągną na wystawę kotów? Otwartą na tłumy ludzi, małe dzieci i inne koty? Dziwni ludzie. Ja tam na przykład, jeżeli troszczę się o delikatną psyche Urwisa, to nigdzie go nie ciągam. Tylko z wizytą do trzech jaminków na przykład. Ale to zupełnie inna bajka.
Śnieg pada bez zmian.
Olimpiada się zaczęła. Tam dla odmiany śniegu nie ma. Bardzoo cieszę się tego, że w innej strefie czasowej się odbywa. Dzięki temu mogę oglądać. Otwarcie oglądałam razem z Kronopiem. Podziwiał: "ludziki mają śfiafełka"W pewnym momencie powiedział coś takiego:
- A my tam kiedys tez będziemy...
Zdumiało mnie to. Owszem, tak jak mnóstwo ludzi jak oglądam takie wielkie wydarzenia zupełnie idiotycznie się wzruszam i chcę przez przez chwilę być w takim miejscu, przeżywać to uniesienie z innymi. Zaraz mi przechodzi, ale oj tam. Przez chwilę chcę. Ale że malutki Kronopio też już tak odczuwa???
Chyba pada nadal. Śnieg. Bo w Vancouver padał deszcz ze śniegiem godzinę temu.
Dziś Walniętynki. Z tej okazji mąż zaprosił mnie na obiad. Śnieg zasypał bramę wyjazdową z garażu i nie chciała się otworzyć. Prawie nie wyjechaliśmy. Prawie robi wielką coś tam, prawda? W jednym miejscu zlikwidowali nam restaurację. W drugim nie było golonki, steków, zupy i czegoś tam jeszcze. Ludzi niewiele, ale parkingi zapchane i zasypane. Wyjeżdżający kierowcy którzy są urządzają sobie zawody w idealnym odśnieżaniu lusterek i szyb. W międzyczasie zaparowuje im szyby w środku. Potem lusterka znowu są zasypane... Sport narodowy jakiś chyba.
Pada właśnie.
 Jutro już wracamy do pracy, przedszkola i kieratu. Oczywiście, stres mnie lekko podgryza. Ponadto nieco martwię się jak ja jutro dojadę na ten drugi koniec miasta? Może odpuścić sobie wstawanie przed świtem, pojechać jak człowiek, a potem wszystko zwalić na zasypane ulice i korki? Bo przecież na pewno będą.
Chyba pada. Śnieg.
Pada.

*A. Mickiewicz, "Trzech Budrysów"
**K. Staszewski, "12 groszy", tytułu płyty nie pamiętam

4 komentarze:

  1. Fantastycznie wpleciony w opowieść refren :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż - pozwolę sobie tematycznie zilustrowąć muzyczką padanie tak przez Cię emocjonalnie przeżywane:
    http://www.youtube.com/watch?v=LfmguyDRBwU
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Vestigia :-) Dzięki

    Klu: Ale już się roztapia!!!! Byle nie za szybko, bo utoniemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Inwestuj w kalosze lub kanoo ;-)

    OdpowiedzUsuń