czwartek, 4 lutego 2010

Poczułam wiosnę w starych kościach

Może to sprawiło słońce, a może to, że dzisiaj jestem po raz pierwszy od tygodnia normalnie w pracy… Może czapka krasnoludka, którą Kronopio wczoraj przyniósł z przedszkola (dzieło własnoręczne)… a może wymiana maili z najdroższą przyjaciółką…
W każdym razie wreszcie przeszedł mi wkurw nieziemski, który dusił mi gardło od kilku dni. Czułam się tak, jakbym zamiast skóry miała sweter z owczej wełny. Wszystko mnie wkurwiało, chodziłam i warczałam.
Dzisiaj ubrałam gryzący sweter – bardziej pogryziona być już nie mogę – i przeszło. Na szyi mam przecudnej urody koraliki zrobione specjalnie dla mnie przez Dodo, świeci słońce, a ja nareszcie mam dobry humor (mimo porannej zjebki od szefowej).
Tatiana przyjdzie w poniedziałek i posprząta, przed nami weekend, wszystko będzie przepięknie, wszystko będzie normalnie… dzisiaj dwa odcinki House’a pokaże telewizornia.
W autobusie Pan o wyglądzie Michnikowskiego trzymał dziarsko broszurę opatrzoną wielkim tytułem: „Pomidory dojrzałe”. Serio, serio! W lutym.
A w ogóle to jest luty, jeszcze miesiąc i będzie marzec, a marzec jak wiadomo to już wiosna. Nie cierpię zimy. I nie chodzi, ze takiej jak teraz, bo taką z mrozem i śniegiem, to nawet wolę. Po prostu nie cierpię pory roku, podczas której jest wiecznie ciemno, zimno i za późno. Niezależnie od tego, czy stopni jest 5, czy -25, ja i tak marznę tak samo. Marznę od listopada do kwietnia. W kółko nosi się te same ciuchy, a ja cholera, ciuchy mam porządne, opatrzył mi się już po stokroć wełniany płaszcz i sznurowane kozaki. Czapki se mogę zmieniać. Kurna ich mać.
Ale dzisiaj jest luty, wiosna za pasem. Założę czerwony żakiet i lniane dzwony, będę jak flaga odwrotna. „Kiedyś będzie czerwiec i znowu będziemy chodzić po Rynku w niebieskich sukienkach.”

8 komentarzy:

  1. Moja zima bez mrozu i bez sniegu, ale tez juz zaczynam powoli miec dosc, nie lubie chodzic taka "naubierana". Za duzo tego, tych szmat, szlikow i do tego ciezki kozuch. Mam wrazenie ze nie ide, ale leze jak kupa nieszczescia:)) mimo, ze nastroj mam raczej normalny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Stardust: No właśnie o to chodzi. Niezależnie od tego, czy zima jest lekka, czy mroźna, w tym klimacie zawsze si trzeba "naubierać" o tej porze roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. OJ, tak! BYle do lekkich sweterków...

    OdpowiedzUsuń
  4. tak tak ta... niebieskie sukienki i bez bielizny stojąca pod światło - pani Ascetko w pokutnej włosienicy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgaga :-) już nidługo

    Klu: No, ze mnie taka pokutnica jak z koziego rogu piszczałka ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. :-) A gryzący sweter to dla frajdy (BDSM zapewne - Piszczałko?)
    Pamiętam z Makuszyńskiego postać wesołego diabełka, Piszczałka mu było ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gryzący sweter to dla STYLU.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co. Strasznie się wzruszyłam tymi niebieskimi sukienkami... Tej zimy szczególnie jestem rozchwiana emocjonalnie, więc tym bardziej się wzruszyłam.
    Chciałabym do Ciebie napisać maila, tylko nie mam adresu - wyślesz mi smsem?

    OdpowiedzUsuń