piątek, 30 października 2009

Cholerny kot

Coś mi zeżarło notkę.

W każdym razie sens był taki, że Urwis poszedł wczoraj wieczorem na włóczęgę, wrócił dopiero przed chwilą, a ja nie spałam w nocy, mam chore ucho i od świtu musiałam być w pracy, bo miałam umówione spotkanie na barbarzyńską porę ósmą piętnaście.

No i jestem z tego powodu nieszcześliwa, a właściwie byłam, bo bałam się, że Urwis już nie wróci (w ten sposób zginął nasz poprzedni kot, Filip). Teraz już jestem szcześliwa, spotkanie skończyłam, kot wrócił (na szczęście Chrabąszcz był jeszcze w domu), a ja właściwie powinnam spakować manatki, powiedzieć grzecznie gudbaj i spadać do łóżka.

W nocy nie spałam przez kota, a nie z powodu ucha. Całą noc mieliśmy drzwi na taras otwarte, bo gdyby cholelny kotecek zechiał wrócić... do tego zastanawiałam się co powiedzieć Kronopiowi, jakby nie wrócił. To wcale nie jest taki drobiazg, oni się kochają nad życie.

No, ale wrócił, podobno z krwią na pysku (to wcale nie musi być jego, to jest łowny kot), jak gdyby nigdy nic i ogromnie zadowolony z siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz