poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Chałupy welcome to

Pająki były wszędzie. No, może nie wszędzie wszędzie, ale wszędzie w domku, zwanym, jakże dumnie holenderskim. Były wszelkich rozmiarów i kolorow, w paski, gładkie i w cętki.

Pająki mi nie przeszkadzały, dopóki dwukrotnie tuż po zaśnięciu po ciężkim i długim wieczorze nie wlazły mi skubańce na kark. To może trochę stresować.

Uwielbiam Hel o tej porze roku, z szeroką, białą plażą z jednej strony i ciepłą zatoką z drugiej. Raj dla matki z dzieckiem. Pod warunkiem, że nie pada, bo można się urwać na przestrzeni 20 metrów kwadratowych z dwójką trzylatków.

Uwielbiam łososia a la koń "u Emila". Na ganku u Emila nawet przez kilka sekund udało mi się odnaleźć sens życia. Albo tak mi się wydawało. Kronopio uwielbia lody, których najmniejsza porcja (za dwa złote, pół normalnej) przerasta jego możliwości konsumpcyjne.

Lubię krzaki dzikich róż wzdłuż drogi nad zatoką.

A największą przyjemność sprawiały mi poranne spacery z Kronopiem. Ponieważ mały wstaje dużo wcześniej od innych, żeby nikogo nie budzić, ubieraliśmy się po cichutku i szliśmy na spacer nad morze, albo do lasu, albo na molo. Po dwóch dniach Kronopio po wstaniu sam pytał: "Idziemy na spacer?" Po drodze spotykaliśmy tych samych porannych nieszczęśników: rozczochranego (ale nie tak jak ja) tatusia z córeczką, babcię z wnukiem w wózku, panią z kijkami wzdłuż morza, czarne pomrowy (ślimaki bez skorupek), żuka gnojarza, którego odwróciliśmy i tym samym uratowaliśmy mu życie.

Fajne było to, że nasz camping był w dziczy - bez tego turystycznego badziewia, straganów  z chińszczyzną, tłumów zdesperowanych imperatywem urlopu, a z drugiej strony z niezłym zapleczem: tawerną, sklepikiem (wszystko dwukrotnie droższe, ale oj tam, nie robię tam zakupów na tydzień, tylko bułki i borówki...), placem zabaw oraz molo. I "plażą Franka", na której młody uczył się pływać. I, co pewnie najważniejsze: ze znajomymi z dziećmi w podobnym wieku. Życie jest łatwiejsze, jak dzieci mogą bawić się same ze sobą.

Och, oczywiście, pojechaliśmy też do Helu - koszmar w okolicy fokarium i do Gdyni - Dar Pomorza i drugi koszmar, tym razem w akwarium. Ale nie ma co zrzędzić. Na pewno będę chciała tam wrócić za rok.

5 komentarzy:

  1. hm może bym się skusiła gdyby nie to że to jednak Polska wiec podejrzewam że drogo w stosunku do standardu no i nie ma na widoku takiego towarzystwa z trzylatkiem...chyba że za rok będziemy potrzebowali cennego jodu.

    OdpowiedzUsuń
  2. :-)
    Drogo, to prawda, ale gdzie nie jest drogo? A z tym jodem to podobno mit.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pająka na karku też bym nie zniesła. Co ma w sobie łosoś a la koń?!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie półwysep to moje miejsce na ziemi, wprost uwielbiam, we snach widujęnader często owe wydmy, plaże, zapachy, morza szumienie i poskręcane lasy sosenkowo-indywiualistyczne.. o kązdej porze roku. Z tym, że ja buszuję dalej, na pograniczu niezamieszkałych terenów wojskowych. Tam jest RAJ!
    Szacuneczek dla Twoich wyborów
    Klu

    OdpowiedzUsuń