niedziela, 2 października 2011

W oczekiwaniu na

Znalazłam wczoraj tę jedną, jedyną. W ścisku w Arkadii (chyba pół Warszawy tam wczoraj przyjechało), w ryku naprzemiennym dwójki potworów, podczas przepychania się wózkami. Po awanturze z mężem. Znalazłam wreszcie kieckę na ślub siostry. Wokół same swetry, kurtek wystarczyłoby do ubrania całego województwa.

Kiecki też swetrowate, króluje dżersej (ahoj, lata osiemdziesiąte!). Te określane mianem "wieczorowych" albo "wizytowych", czy też "koktajlowych" (kto chodzi dzisiaj na coctail party?) - smętny bistor albo tafta z niezliczoną ilością marszczeń, "wód", wszystko w kolorach albo zgniłych, albo jaskrawych - gryząca w oczy zieleń, odcień niebieskiego zwany przez moje babki "elektrycznym". Dużo czerni. I pomarańcz, który jest czernią tego sezonu. W pomarańczowym wyglądam jak zawodniczka z LKS w Pipdówie Większej. Nie lubię na ślub zakładać głębokiej czerni, wiem, że to niemodny przesąd, ale nie lubię i już. Miałam fanaberię, żeby to była sukienka, a nie garsonka, czy też spódnica z bluzką - kojarzą mi się z ubiorem roboczym, takich kompletów mam w szafie trochę. Słowem, jestem wybredna, a tu nie sezon na kiecki - letnie już dawno sobie poszły, karnawałowe jeszcze nie przyszły. Teraz jest sezon na swetry, sweterki, swterzyska. Swetry, wszędzie swetry, same swetry. SWETRY.

Chrbąszcz z Kronopiem się zmyli, Fama zasnął. A ja ją znalazłam. Wisiała i czekała na mnie. Absolutnie przepiękna, bez marszczeń, nie udająca Marylin. Materiał nawiązujący do lat '50 - te wszystkie pikasy. Lekka i powiewna.

Cena niestety nie z mojej półki. Poszłam. Obraziłam się na cały świat, zgarnęłam chłopaków, wróciliśmy do domu. Położyliśmy dzieci, usmażyłam kotlety. Trochę mi przeszło, więc Chrabąszcz zaproponował sushi. Po suhi było jakby nieco lepiej, ale świat nadal do bani. Wpisałam w allegro sukienka SIMPLE. I... wyskoczyła. O połowę tańsza. W moim rozmiarze.

Czy dojdzie przed sobotą..?

8 komentarzy:

  1. O jak ja znam ten ból - i z wybrednością na ciuchy i z piekłem Charkadii (która jest moim najbliższym centrym handlowym - znaczy Klifa mam bliżej, ale Klif to ma uż ceny WOGLE). Natomiast przerzucilam się na Factory albo Piasenczno, bo za spódnicę z Solara, ktra normalnie kosztuje cztery stowy płacę 60 zł. Priorytetem powinna dojść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż kolejny dowód na realmość aniołów struży... :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Lorenza, masz rację z Factory, tylko, że to daleko i raczej bez dzieci. Cholera, nie wiem, co nas podkusiło, żeby do Arkadii.
    Dla spódnicy z Solara warto. Widziałam tam przecudnej urody princeskę. Za 5 stów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Klu, naprawdę myślisz, że Anioła Stróża obchodzą kiecki?????

    OdpowiedzUsuń
  6. A jakże, aniołki jako kobity są strojnisiami i każda z nich ma w szafie pare kompletów skrzydełek ;-)
    Wszak już wiadomo, że Bóg to Kobieta ergo i jej przyboczni aniłkowie tyż.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. No i ta princeska będzie w factory za stówę- dwie. Ale i tak nie należy jechać w weekend, tylko w dzień powszedni, bo w weekend jest piekło jak wszędzie, a poza tym po niedzieli dopiero ląduje w factory nowa dostawa.

    OdpowiedzUsuń
  8. KLu: mój Anioł Stróż mógłby popilnować dzieci, żebym mogła się wreszcie wyspać!!!!! A nie latać za kieckami.

    Lorenza: Dobrze wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń