poniedziałek, 9 listopada 2009

Leniwa gospodyni dom wesołym czyni

Ostatnio czytam niemal wyłącznie s-f, wracam do korzeni, można by rzec. Pozwala mi to odetchnąć, znaleźć się nareszcie w „moim” świecie, gdzie wszystko jest tak jak zawsze, tzn. kosmici latają, prawa fizyki są zawieszone, albo całkiem inne, kosmos jest czarny i straszny.
Albo magia jest wszechobecna, wszystko może być wszystkim, elfy, gnomy i wróżbici są częstsi od kowali. Czyli tak jak w moim życiu.
Przeraziło mnie, kiedy Kronopio poprosił mnie, by narysować mu „jakietę”. Potem zbudowałam z klocków „jakietę”. Owszem, sam tego nie wymyślił, znudzona sama mu kiedyś tam narysowałam rakietę po raz pierwszy zamiast milionowego auta. Ale wciągnęło.
Kronopio, który nie do końca wie jak wyglądają krasnoludki i księżniczki, doskonale wie jak wyglądają kosmonauci. Kareta stanowi dla niego pusty dźwięk, natomiast rakieta jest czymś konkretnym. Słowem, brakuje mu podstaw, muszę to nadrobić.
Sam wygląda jak kosmita. Unikałam banalnego określenia „obcy”, kiedy byłam w ciąży, ale dzisiaj rano popatrzyłam na niego krytycznie. Ubrany w kombinezon z kosmitą na tyłku wyglądał jak kosmonauta. Ucieszył się, kiedy nazwałam go kosmitą i poleciał do żłobka, śmieszny ufoludek. Czyżbym już teraz chciała, żeby nadrobił jedno z moich niespełnionych marzeń i został astronautą?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz