- Mama był f Bukseli.... nie cebuli.... i nie sałacie...
Tak, byłam w Brukseli. Całe trzy dni. Byłam pewna, że Bruksela pod koniec roku przyprawi mnie o ciężką depresją, bo to miasto przyprawia mnie o depresję nawet w czerwcu. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, ze było źle. Tzn, Bruksela nie wypiękniała znienacka, jest tak samo paskudna jak zawsze, ale było słońce. I chociaż czasu na przechadzki jak zwykle oczywiście nie miałam, to nawet te 3 minuty z hotelu do metra i z metra do celu pozwoliły mi na zauważenie różnicy.
Inna rzecz, że tak jak nie miałam czasu na przechadzki i zwiedzanie, tak samo nie miałam czasu na dołowanie się. Trzy dni ciężkiej harówy, w dodatku mówienie po angielsku przypomina mi chodzenie na szczudłach. Czasem masz ochotę po prostu spaść w język polski i powiedzieć krótko i zwięźle o co Ci chodzi.
Czułam się tam nieco warzywnie, w tej brukselce, chociaż w sumie nie wiem jak Kronopio to sobie wyobraża. Że siedziałam trzy dni w wielkiej kapuście? Ale mniej więcej tak było: "marchewko pole wciąż otacza mnie, w marchewkoym polu jak warzywo tkwię...". I nudno, nudno nudno i wciąż.
Wróciłam wczoraj w nocy. Panowie obaj chorzy śpią teraz, zmywarka warczy, pralka czeka na swoją kolej, w piekarniku dochodzi karkówka. Jak ja się cieszę, że już nigdzie nie muszę jechać! I w domu mam najlepszą kawę na świecie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W Brukselce przespalam jedna noc, to sie chyba nie liczy jako "bylam"? chociaz w paszporcie mam stempel, a w Polsce, w ktorej bylam az 2 razy w ciagu jednego roku (3 tygodnie i tydzien) nie mam stempla. Teraz juz nic nie wiem:(( Ale co tam, moze jeszcze kiedys naprawde bede:)))
OdpowiedzUsuńA kawa faktycznie najlepsza w domu:))
:-)
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od naszego subiektywnego poczucia. Stempelki najmniej ważne.
Ale ja tak naprawdę w tej Małej Kapuście też nie "byłam". Byłam w hotelach, metrze, biurowcach Komisji, etc, ale nie "byłam".
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń