piątek, 6 listopada 2009

Święta Konsekwencja

W dzisiejszych czasach potrzebujemy prosty recept. Mój kolega z pracy zwykł mawiać: „Porad ‘jak żyć’ nie udzielamy”. I coś w tym jest, wszyscy teraz oczekują jednej prostej rady „jak żyć”.

W wychowaniu dzieci również. Napisać, że jest to cholernie trudne, skomplikowane, stresujące, i tak naprawdę to dopiero za kilkanaście lat się okaże, czy mieliśmy rację, a w ogóle mnóstwa błędów i porażek nie unikniemy, a na sam koniec dziecko nam powie, że jesteśmy toksyczni, kochaliśmy za mało/za bardzo (zależnie od nastroju, nie stanu faktycznego), to znaczyłoby zostawić ludzi na puszczy. Napisać, że każde dziecko się różni i to, co sprawdza się u jednego, u drugiego może wywołać skutki wprost przeciwne od zamierzonych, to tak, jakby napisać: „nie czytajcie mojego artykułu/książki, bo jestem debilem”. Ludzie oczekują prostych rad, za to są gotowi zapłacić i przymykają oczy na to, że rady się nie sprawdzają, gotowi są przysiąc, że Tracy Hogg im pomogła. Pomogła, bo nie czuli się tak fatalnie sami ze swoim dzieckiem jak z kosmitą. Dobrze jest pomyśleć, że jest ktoś, Kto Wie, i na pewno ma rację chociaż naszego dziecka nie widział na oczy.

W wychowaniu przychodzą różne mody, był dr Spock, było wychowanie bezstresowe, była dyscyplina, itd. W dzisiejszych czasach słowem – kluczem do wychowania jest KONSEKWENCJA.
Od owej świętej konsekwencji dostaję piany na ustach. Oczywiście, że dziecko nie lubi zmian, tylko stały rytm dnia, ale czy to do cholery jest konsekwencja?? Oczywiście, że nie należy zmieniać zdania jak chorągiewka, bo dziecko nie wie, czego od niego chcemy, ale źle rozumiana konsekwencja niczego nie uczy. Wyobraźmy sobie, że dziecko prosi o cukierka. Moją pierwszą odpowiedzią jest „nie”. Ale, dziecko namawia, i w końcu nas przekonuje, obwarowujemy to warunkami, ale w końcu mu tego cukierka dajemy. I co? I dupa, żelazna konsekwencja się poszła pieprzyć. Z drugiej strony, będąc konsekwentni uczymy dziecko, że tak naprawdę jego zdanie się nie liczy, argumenty nie mają sensu, bo wygra i tak ten, kto ma władzę. Zresztą, czym jest konsekwencja? Nie daję dziecku deseru przed obiadem, ale już po tak. Starsze dziecko zrozumie. Wg młodszego wcale nie jestem konsekwentna, bo ono nie rozumie, tej zależności, że słodycze są po obiedzie. Wielokrotnie grzdyl wył, ze chce coś tam coś tam. Odpowiadałam, że najpierw to, a dopiero potem tamto. Najpierw zjem obiad, a potem pójdę się z nim pobawić. On wył nieustająco, ja jadłam. Zjadłam, poszliśmy się pobawić. Czy zauważył, że zjadłam? Nie, wg niego, uległam wyciu. I niczego go moja konsekwencja nie nauczyła.

Nie cierpię takich słów wytrychów, dobrych rad przeczytanych w gazetce „program TV”, gdzie na marginesie piątej strony ktoś pisze artykulik pt. „wychowanie bez porażek”. Dlaczego mnie to tak drażni? Bo potem różne osoby, które o wychowywaniu dzieci nie mają pojęcia, moje dziecko widza przez godzinę udzielają mi takich światłych rad: „bo ja przeczytałem/przeczytałam, że należy być konsekwentnym”. Najczęściej dotyczy to osób, które jeszcze nie mają dzieci, albo już dawno nie mają dzieci.

Owszem, trzeba być konsekwentnym, ale to nie zastąpi nam zdrowego rozsądku. I nie wierzę, ze istnieje coś takiego jak wychowanie bez porażek. Nie wierzę również, że konsekwencja zastąpi wychowanie. Jest jednym z elementów, ale nie jedynym i nie głównym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz