poniedziałek, 29 marca 2010

"Boze mój, Boze, cegoś mnie udusił"

Wygrzebałam wszystkie spinacze z pojemniczka. Zaraz chyba zacznę układać kolorami. Poszłabym zapalić, gdyby nie było mi tak zimno. Znowu się wyletniłam, a to przecież marzec jeszcze jest. No i nie palę. Przecież.
Wczoraj sobie uświadomiłam, że widocznie nie mam prawdziwych problemów – skoro denerwuję się pracą.

Kierowniczka chce mnie zaproponować jako swoją następczynię. I nie tyle boję się tych obowiązków – to głównie administracja – ile odpowiedzialności, faktu, że znajdę się na „widocznym miejscu”.
Powinnam? Nie powinnam? A może niepotrzebnie o tym myślę, bo sprawa przyschnie i wszystko będzie po staremu?

Cholerne poniedziałki!! Po grzyba oni przestawiają czas? Już przyzwyczaiłam się do tego, ze jak wstaję to jest dzień i dzisiejsza „świtówka” niemile mnie zaskoczyła.

Wczoraj nie dałam dziecku kolacji. Nie za karę, najzwyczajniej zapomniałam. Mam żerte dziecko nad wyraz, więc problemem jest raczej ograniczanie jedzenia. No i po obiedzie skoro się nie upominał to nie dałam podwieczorku, potem robiliśmy sok, potem bajka, po soku nie chciałam już mu dawać kakao i jakoś tak, kiedy go położyłam spać to przypomniało mi się, że on od obiadu nic nie jadł. Wstyd. No, ale nie upominał się, może ten obiad mu wystarczył? Może nareszcie zacznie mniej żreć??? Może wreszcie spadnie mu ten brzuch, co wygląda na 5 – 6 miesiąc??? (ciąży oczywiście). Tak zagłuszam wyrzuty sumienia.
Wyrodna matka.

1 komentarz:

  1. Też nie chciałabym zajmować kierowniczego stanowiska. Na myśl o odpowiedzialności automatycznie wpadam w depresję. A tak, to zawsze mogę się schować za plecami przełożonych.

    OdpowiedzUsuń